< Wróć

Czy warto słuchać rodziców?

Należę do osób, które twierdzą, że tak. Tak sądziłam na samym początku. Jak się jednak okazało później – to ja jestem najlepszym doradcą dla samej siebie. Bo nikt nie zna mnie tak dobrze jak ja sama. Ale do rzeczy! Często zaniepokojeni o przyszłość swoich dzieci rodzice pytają mnie: jakie studia ma wybrać mój syn; czy studia pomogą mu w karierze; czy determinują wysokość zarobków – wtedy odpowiadam: a gdzie tam!


Zdolni, młodzi...bezrobotni!

 

Zostałam wychowana w stereotypowym polskim domu. Od dziecka wbijano mi, że wyższe wykształcenie to bilet do wielkiej kariery, do umowy o pracę na czas nieokreślony i wakacji pod palmą raz w roku. Zdolni, młodzi, bezrobotni - takich osób jak ja myślę, że w Polsce jest mnóstwo. Przecież nie bez powodu przodujemy w ilości osób z tytułem magistra w porównaniu do innych krajów.

 

Statystyki GUSu mówią same za siebie – stopa bezrobocia w Polsce dla ludzi w moim wieku w 2014 roku wynosiła ponad 23 procent. Po rozmowie z moimi kolegami na studiach stwierdzam jednoznacznie: sukces zarezerwowany jest dla najwybitniejszych. A osoby z małych miast? Im nie daję żadnej szansy.

 

Młody Gniewny

Mój brat pod koniec ostatniego semestru w technikum dowiedział się, że pewna firma budowlana w Polsce szuka pracowników – ostatecznie zaproponowali mu świetne zarobki przy obsłudze maszyn. Jest takie przysłowie: złapać Pana Boga za nogi. Niestety nie sprawdziło się w tym przypadku. Zdał maturę, wkuł nieskończone ilości materiału, aby przygotować się do egzaminów zawodowych. On nie posłuchał rodziców – głuchy na lamenty matki i ojca spakował swoje rzeczy szukając lepszej przyszłości za granicą. „Nie zrobię kariery w Polsce! To nierealne przy obecnej skali nepotyzmu i przekazywanej z pokolenia na pokolenie zawiści”

 

Jeden problem z głowy

Myślę, że plagą naszego pokolenia jest strach. Szkoła nie pomaga nam w odpowiedzi na jedno z ważniejszych życiowych pytań, mianowicie jak chciałabym, aby wyglądała moja przyszłość. Pamiętam siebie po skończeniu matury. Bardziej liczyłam, że jakiś przypadek zadecyduje o mojej przyszłości i... przynajmniej ten problem będę miała z głowy. Spora część z nas jest dziećmi, którymi nie można się pochwalić przed znajomymi. Jeździmy rozwalającymi się autami, kupujemy jak najtańsze produkty, ba! nawet produkty z krótkim terminem przydatności tylko po to, żeby jakoś przetrwać do pierwszego.

 

Z życia wzięte

Mam takiego przyjaciela. Skubany nienawidził swojej pierwszej pracy. Ja w sumie nie rozumiałam wtedy dlaczego. Zarabiał za granicą przeszło 10 ty. zł miesięcznie. Problem jednak był w cenie, jaką musiał wtedy za to zapłacić: dodatkowe 25 kg (siedział po 12h za kółkiem i jadł w kółko posiłki serwowane na stacjach benzynowych), uzależnienie od nikotyny (przecież za każdym razem, gdy ktoś go wkurzył najlepszym rozwiązaniem był zapalenie sobie papierosa) oraz depresją (w sumie nic dziwnego, gdy nie ma się życia prywatnego). Czy nie mógł zostać w Polsce i iść tak jak większość z nas na studia? Zostać „kimś”? Nie pamiętam, co dokładnie zainspirowało go do zmiany, ale wyobraź sobie drogi czytelniku, że Piotr nauczył się trzech języków obcych i zaczął o siebie dbać. Dziś jest właścicielem fajnego auta, ma pracę w świetnie prosperującym wydawnictwie, a jego praca pozwala mu łaczyć zarabianie pieniędzy z podróżowaniem. Czyli w sumie to, co lubi. Ale hola hola. Pewnie zastanawiasz się, co się stało. Wydaje mi się po prostu, że on w końcu spojrzał prawdzie w oczy i odpowiedział sobie szerze na pytanie: czego ja tak właściwie chcę. On spełnia teraz swoje marzenia. A my? My spełniamy marzenia naszych rodziców.

Ktoś kiedyś powiedział, że jesteśmy niewolnikami w białych koszulach wykonującymi prace, której nienawidzimy, aby kupować rzeczy nam niepotrzebne, by imponować ludziom, których nie znosimy. Jakby nasze czasy były czasami, kiedy „musimy” robić karierę.

 

Zderzenie z rzeczywistością

Teraz będzie rada, drogi czytelniku. Bo my tak naprawdę powinniśmy pracować nad sukcesem, a nie nad karierą. Kariera i sukces. Niby podobne słowa, a jednak tak różne. O fundamentach sukcesu możemy mówić w sytuacji kiedy świadomie, to znaczy zgodnie z naszymi zainteresowaniami, możliwościami i umiejętnościami, chcemy rozwijać swój potencjał w danej dziedzinie. Sukces niesie za sobą kolejne możliwości rozwoju. To właśnie w moim rozumieniu jest kariera. Nie garsonką, w której męczysz się przez cały dzień, uściskiem dłoni prezesa, dziesięcioprocentową podwyżką czy poklepywaniem po plecach. To proces nieustannego rozwoju. I do tego nie są potrzebne studia, rady rodziców ani autorytety.

Dopiero doświadczenie zderzenia z rzeczywistością daje nam prawdziwą lekcję.

Pewnego dnia powiedziałam sobie: chcę mieć realny wpływ na swój rozwój zawodowy.

Dopiero gdy zderzamy się z rzeczywistością zaczynamy uczyć się żyć. Jedni prędzej, tak jak mój brat, czy Piotr, inni później - jak ja.

 

 

Natalia Herzog, TrainBrain
Sprawdź nasze szkolenia na trainbrain.com.pl